Mgła to jeden z najlepszych filmów, jakie ostatnio widziałem. To absolutna czołówka tego roku po Projekt Monster i Jestem Legendą.
Mgła to dodatkowo kolejna (po 1408) świetna ekranizacja Stephena Kinga. Ogląda się z zapartym tchem od początku do końca. Film zobaczyłem niestety na ostatnim seansie w Multikinie w Arkadach Wrocławskich. Niestety był on, o co najmniej kilkanaście minut krótszy od oryginału. „Pozdrawiam” pracowników, którzy dokonali okrojenia (z nieznanych mi przyczyn) filmu. Już pierwsza scena – w pracowni malarskiej głównego bohatera- gdy wśród jego prac zobaczyłem plakat z filmu "The Thing” Johna Carpentera – dała mi do myślenia, że będzie to zajebisty film. A coś ostatnio miałem serdecznie dosyć serwowanych nam przez niektórych wydawców żenujących filmów… Ten film to jak rollercaster – jazda w górę i w dół od samego początku do końca. A ostatnie sceny, wsparte przytłaczającą muzyką Dead Can Dance przygniatają w ziemię i nie pozwalają jeszcze przez chwilę po zakończeniu filmu wstać z fotela. Celowo nie piszę nic o fabule – to warto zobaczyć samemu, a najlepiej w kinie! Czasami jak oglądam takie filmy to sobie myślę – a jeżeli to jest możliwe, jak ja bym się zachował… Ale na takie pytania nie ma odpowiedzi…
5/5 Kostuch
The Mist USA 2007
127 min.
Scenariusz i reżyseria: Frank Darabont
Obsada: Thomas Jane, Marcia Gay Harden, William Sadler, Laurie Holden, Toby Jones
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz