piątek, 14 marca 2025

Najlepsze z Najgorszych: Szybciej, koteczku! Zabij! Zabij!

Kiedy w 1965 roku Russ Meyer kręcił "Szybciej, koteczku! Zabij! Zabij!”, pewnie nie spodziewał się, że jego niskobudżetowa odyseja o trzech wściekłych tancerkach go-go stanie się kultowym klasykiem, który przyciąga tłumy do kina. Tak było wczoraj podczas dwóch jednoczesnych seansów z cyklu "Najlepsze z najgorszych" w warszawskiej Kinotece.

Russ Meyer to były kamerzysta wojenny i fotograf Playboya, który miał nosa do tego, co podnieca i szokuje. I choć jego film z budżetem 45 tysięcy dolarów nie podbił wówczas kin, to z czasem obrósł legendą.

A mamy tu wszystko, co kochamy w kinie tego typu: absurdalne dialogi, które brzmią, jakby ktoś pisał je na kolanie w przerwie na kawę, montaż przypominający dzieło pijanego rzeźnika i aktorstwo, które oscyluje między „o matko, serio?” a „to jest genialne!”. Fabuła? Trzy dzikie kocice – Varla, Rosie i Billie – pędzą sportowymi samochodami po kalifornijskiej pustyni, mordują kogo popadnie, porywają Bogu ducha winną młodą kobietę, a potem wpadają na ranczo, gdzie czai się niepełnosprawny mężczyzna z dwoma synami, którzy ukrywają pieniądze. Tura Satana jako Varla to jednym spojrzeniem mogłaby złamać serce, ale i kręgosłup.

"Najlepsze z Najgorszych” to cykl, który serwuje nam takie perełki – filmy, które są tak złe, że aż dobre. Publiczność reaguje tak jak można się spodziewać - śmiech, głośne komentarze, a na końcu burzliwe oklaski. I nic dziwnego, bo film "Szybciej, koteczku!” nie jest do oglądania w samotności na kanapie w telewizorze. Quentin Tarantino, który zainspirował się Meyerem przy „Grindhouse: Death Proof”, pewnie kiwał podczas pierwszego seansu głową z uznaniem.



Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga