niedziela, 16 marca 2025

"Weź moją duszę" Yrsy Sigurdardóttir

Yrsa Sigurdardóttir najwyraźniej chciała stworzyć kolejny mroczny islandzki thriller, ale "Weź moją duszę" (Muza 2008) bardziej przypomina długi, zimny spacer po islandzkim wybrzeżu – niby coś się dzieje, ale głównie wieje nudą. 

Thora, prawniczka o osobowości równie ekscytującej co zeszłoroczny śnieg, wpada w wir zagadki morderstw w nadmorskim spa, które rzekomo nawiedzają duchy. Brzmi obiecująco? Może... W praktyce dostajemy rozwleczoną, nudną i naiwną fabułę, gdzie napięcie ginie szybciej niż turysta w islandzkiej mgle. 

Autorka próbuje ratować sytuację historycznymi wstawkami i odrobiną miejscowego folkloru, ale zamiast wciągać, te elementy tylko obciążają i tak już ospałą narrację. Postacie są płaskie jak tutejszy krajobraz – nikt nie zapada w pamięć, a dialogi brzmią, jakby ktoś przetłumaczył je z islandzkiego na szwedzki, potem na polski, gubiąc po drodze cały sens. Nawet wątek paranormalny, który mógłby dodać smaczku, zostaje rozmyty w morzu nieistotnych szczegółów.

Yrsy Sigurdardóttir ewidentnie ma ambicje, ale w tej książce bardziej straszy monotonia niż jakiekolwiek duchy. Jeśli szukacie emocji, lepiej wziąć coś innego – to nie jest thriller, który porwie waszą duszę, raczej uśpi ją na amen...

Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga