Yrsa Sigurdardóttir najwyraźniej chciała stworzyć kolejny mroczny islandzki thriller, ale "Weź moją duszę" (Muza 2008) bardziej przypomina długi, zimny spacer po islandzkim wybrzeżu – niby coś się dzieje, ale głównie wieje nudą.
Thora, prawniczka o osobowości równie ekscytującej co zeszłoroczny śnieg, wpada w wir zagadki morderstw w nadmorskim spa, które rzekomo nawiedzają duchy. Brzmi obiecująco? Może... W praktyce dostajemy rozwleczoną, nudną i naiwną fabułę, gdzie napięcie ginie szybciej niż turysta w islandzkiej mgle.