Mam jakieś zniżki formy i zwyżki przy oglądaniu filmów o rekinach, a później pisaniu o nich. Tak było przy "Planecie rekinów" (Planet of the Sharks USA 2016). To już kolejny film, który wydaje mi się strasznym shitem.
Aż się nie chce opisywać fabuły filmu Marka Atkinsa (Rekiny na plaży, Androidcop, Pogromca olbrzymów, Knight of the dead, Road Wars, Obcy - początek, Bitwa o Los Angeles, Pogromcy smoków, Księżniczka Marsa, Noc Halloween, Oko Lucyfera). Wspomnę jedynie, że globalne ocieplenie doprowadziło do stopnienia lodowców, woda pokryła lądy, a rekiny opanowały morza i oceany zabijając ile się da ludzi. Jest jeszcze garstka, która stara się uratować ziemię.
Aż się nie chce opisywać fabuły filmu Marka Atkinsa (Rekiny na plaży, Androidcop, Pogromca olbrzymów, Knight of the dead, Road Wars, Obcy - początek, Bitwa o Los Angeles, Pogromcy smoków, Księżniczka Marsa, Noc Halloween, Oko Lucyfera). Wspomnę jedynie, że globalne ocieplenie doprowadziło do stopnienia lodowców, woda pokryła lądy, a rekiny opanowały morza i oceany zabijając ile się da ludzi. Jest jeszcze garstka, która stara się uratować ziemię.