czwartek, 19 lipca 2018

Ciche miejsce. Pamiętaj, że nawet najmniejszy szmer może zabić....

Dziwny to film. Po przeczytaniu opisu Cichego miejsca (A Quiet Place USA 2018) nie byłem zbytnio zachęcony, ale sam film po prostu mnie zmiażdżył...

Film Johna Krasinskiego, który gra jednocześnie jedną z głównych ról i jest znany bardziej, jako aktor, opowiada o rodzinie Abbottów, która musi żyć w absolutnej ciszy. Każdy odgłos może, bowiem przywołać krwiożercze stwory (twórcy nie wyjaśniają ich pochodzenia, ale niewątpliwie muszą pochodzić z kosmosu). Abbotowie nie mówią do siebie, a jedynie posługują się językiem migowym.
Głosu używają jedynie w bezpośredniej bliskości wodospadu.
Zresztą już na początku widzimy scenę ataku kosmitów i wiemy, że nie ma z nimi żartów. Co ciekawe reagują tylko na dźwięk.
Że do starcia musi dojść dowiadujemy się już w pierwszej części filmu. Evelyn Abbott (Emily Blunt - Mroźny wiatr, Looper - pętla czasu, Na skraju jutra, Władcy umysłów, Wilkołak, Łowca i Królowa Lodu) zachodzi, bowiem w ciążę. Być może poród udałoby się przyjść w ciszy, ale jak zmusić do milczenia noworodka. Do walki przeciwko potworom staje cała czwórka Abbottów.

Akcja filmu toczy się niemal cały czas w ciszy, czasami w absolutnej ciszy, bo córka Abbotów - Regan (Millicent Simmonds) - jest głuchoniema. O apokalipsie dowiadujemy się tylko z gazet, twórcy filmu nic nam poza tym nie wyjaśniają.  Skupiają się na tym, co się dzieje tu i teraz. I wychodzi im to świetnie. Na mnie ten film zrobił wielkie wrażenie, chociaż oczywiście nie ma w nim nic realistycznego. Trochę zresztą przypomina mi Znaki z Melem Gibsonem.






Brak komentarzy:

Szukaj na tym blogu

Archiwum bloga