Już w piątek do polskich kin wchodzi Projekt: Monster jeden z najbardziej oczekiwanych filmów początku roku. Horrorowisko ma już pierwszą recenzję filmu. Ian miał okazję widzieć ten obraz i oto jego recenzja dla Polskiego Radia Wrocław:
Polski tytuł filmu „Projekt: Monster”. Oryginalny- "Cloverfield”, od miejsca na mapie Los Angeles, przy którym mieści się studio produkcyjne Bad Robot. To właśnie zły robot dał nam "Blair Witch Project” XXI wieku. Tyle, że udany. "Blair Witch” to był przerost promocji nad filmem. Tym razem zastosowano podobne mechanizmy, ale najlepszy jest sam film. Łączy sposób narracji z "Blair Witch” z filmem o potworze, pustoszącym wielkie miasto. Pomysłodawcą jest J.J Abrams - twórca "Zagubionych”, więc nie brak JJ Abrams teorii, które wymieniają między sobą bohaterowie: co tak naprawdę ich atakuje. Miastem jest Nowy Jork, więc wiele scen odwołuje się do tragedii 11 września. Potwór zaś przypomina Godzillę, choć takie sformułowanie nie pada. By jednak nieco odczarować akcję i sprowadzić nas w rejony pop-kultury, która ciągle nawiązuje do samej siebie wymienia się "Supermana” i "Garfielda”. Wielokrotnie mamy też wrażenie, że oglądamy film nakręcony przez fana na planie jakiejś katastroficznej superprodukcji. Naszym punktem widzenia jest kamera video, którą rejestruje wszystko jeden z bohaterów. Tak jak w przypadku "Blair Witch” na samym początku zostaniemy poinformowani, że to, co za chwilę obejrzymy, jest zapisem znalezionej kasety video. Stąd dzisiaj, już po światowej premierze filmu, główne pytanie widzów brzmi: jak kamera video przetrwała? Wcześniej podstawowe pytanie brzmiało: co to będzie za film. Pierwszy zwiastun pokazano przed premierą "Transformers”. Poza ujęciem spadającej głowy Statui Wolności nie było żadnego innego zdjęcia, żadnego tytułu. Widać było jedynie, że wszystko nakręcono kamerą z ręki. Kolejny zwiastun powstał jeszcze nim ekipa na dobre weszła na plan. A jedna z aktorek, które zobaczymy w filmie, po przeczytaniu kilku fragmentów scenariusza, udostępnionych po castingu, była przekonana, że została zaangażowana do występu w komedii romantycznej. I tak się ten film zaczyna- od imprezy pożegnalnej dla młodego biznesmena, który wyjeżdża na kontrakt do Japonii. Okazuje się, że spędził niedawno noc z przyjaciółką, w której kocha się od lat, ale obie strony boją się zobowiązań. Imprezowe i miłosne klimaty ustąpią miejsca grozie i horrorowi w jednej sekundzie, z niezidentyfikowanym wybuchem. Na horyzoncie eksplodują kule ognia i młodzi Nowojorczycy zastanawiają się: czy to kolejny atak terrorystyczny, a może trzęsienie ziemi. Nie wiadomo, co zaatakowało Manhattan. Wspomniane ujęcie zniszczonej Statui Wolności nakręcono w hollywoodzkim studiu, w hołdzie dla filmu "Ucieczka z Nowego Jorku”. John Carpenter - bez dzisiejszych efektów specjalnych- mógł jedynie zaprojektować podobny plakat. „Jako dziecko bardzo lubiłem ten film- mówi J.J. Abrams- i wariowałem na punkcie plakatu, na którym głowa Statuy Wolności leży na środku nowojorskiej ulicy. Od dawna wiedziałem, że ten przerażający, szalony obraz, po prostu musi znaleźć się w którymś z moich filmów”.
Inspiracją twórców "Projektu Monster” była seria japońskich filmów o Godzilli. Amerykanie po prostu pozazdrościli Japończykom potwora. Zamiast jednak tradycyjnie sfilmować walkę mieszkańców metropolii z jakimś monstrum, pokazali napastnika jedynie w kilku ujęciach, tej samej kamery video. Sposób na potęgowanie strachu znakomity. Dzięki temu twórcy skupili się również na wątku grupy głównych bohaterów, która stara się razem uciec przeznaczeniu, a później uratować jeszcze ukochaną młodego biznesmena Roba. Młody yuppie musi przemienić się w bohatera, chociaż najbardziej bohaterska, a przy tym milcząca i dzielna jest jego bratowa. Większość dialogów inspiruje zaś niosący kamerę Hud, którego pytania nie zawsze należą do inteligentnych, ale bardzo często przynoszą odpowiedzi. Nie doczekamy się odpowiedzi najważniejszych, tych dotyczących potwora. Zdaniem twórców filmu napastnik: „Jest bardzo młody, a przy tym zdezorientowany i bardzo poirytowany. Do tego spędził w wodzie tysiące lat. A teraz grupki małych istotek strzelają do niego i otaczają jak roje owadów. Żadne z tych stworzeń nie jest w stanie go zabić, ranią go one jednak i tego właśnie potwór nie jest w stanie zrozumieć. To dla niego nowe, dosyć przerażające środowisko”. Twórcy filmu wyprowadzają też z błędu widzów, którzy myślą, że potwór atakuje również za pomocą swoich dzieci. To nie dzieci, a wszy, które spadają z giganta i poszukują nowego pokarmu, rzucając się na ludzi. Gdy ugryzą, składają w krwi swoje larwy. Stają się plagą po jednej ze scen, gdy potwór ociera się plecami o budynek, usiłując pozbyć się warstw żerujących na nim pasożytów. „Są wyjątkowo żarłoczne i zajadłe, a przy tym potrafią poruszać się jak kraby”- wyjaśnia reżyser Matt Reeves. Także dzięki nim udało się oddać w filmie poczucie strachu i bezsilności, towarzyszące współczesnym w obliczu różnego rodzaju katastrof. "Godzilla” była filmowym odreagowaniem Hiroszimy, "Cloverfield” to współczesny strach przed powtórką 11 września.
Cloverfield USA 2008
85 min.
reż. Matt Reeves
scen. Drew Goddard
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz