Pojutrze (The Day After Tomorrow USA 2004) to jeden z moich ulubionych filmów katastroficznych. Oglądałem go pewnie kilkadziesiąt razy, a teraz postanowiłem obejrzeć z Synem. Zrobił na Młodym wielkie wrażenie. Swoją drogą ten film nic się nie zestarzał...
Oczywiście, gdyby film Rolanda Emmericha (Dzień niepodległości, Godzilla, Dzień niepodległości Odrodzenie, Polowanie na duchy, Księżyc 44, Uniwersalny żołnierz, Gwiezdne wrota, Pojutrze, 2012, Dark Horse) był kręcony teraz, to efekty specjalne byłyby znacznie lepsze, a mają one wielkie znaczenie w tego typu filmach.
Ale nie przeszkadza mi to w oglądaniu tego filmu. Zwłaszcza, że i tak robią wrażenie, tak, jak podczas burzy gradowej w Tokio, zalewanego przez gigantyczne fale Nowego Jorku czy Los Angeles niszczonego przez tornada. Fajna akcja, niezła dramaturgia, Dennis Quaid (Jeźdźcy Apokalipsy, Pandorum, Legion, Częstotliwość, Ostatni smok, Interkosmos, Szczęki 3), którego bardzo lubię w jednej z głównych ról.Film opowiada o niespodziewanie szybkich skutkach globalnego ocieplenia. Wzrost temperatury doprowadzana do topnienia lodowców i niespodziewanych anomalii pogodowych. Ziemia zagrożona jest nową epoką lodowcową! Naukowcem, który przewidział katastrofę, do której jednak miało dojść za 100 lat, jest Jack Hall (w tej roli Quaid). W czasie gdy nad Nowy Jork nadchodzi zimowy kataklizm, w mieście tym przebywa jego syn - Sam (Jake Gyllenhaal - Spider-Man: Daleko od domu, Everest, Life, Kod nieśmiertelności, Książe Persji: Piaski czasu, Donnie Darko, Okya). Jack bierze udział w naradzie z prezydentem, któremu doradza ewakuację wszystkich północnych stanów USA i sam rusza na ratunek synowi. Tymczasem w Nowym Jorku grupa ludzi chroni się przed kilkudziesięciostopniowym mrozem w miejskiej bibliotece. Pewnego dnia temperatura spada do -100 stopni...
Oczywiście jest tu wiele banałów, kiepskich dialogów i typowo amerykańskiego kina, ale mnie to nie przeszkadza. Wiem, że jak oglądam amerykańskie kino katastroficzne, to na pewno natknę się na uratowanego przed zagładą psa, dumnie łopoczącą (choć w końcu zamarzniętą) flagę amerykańską czy łączące się w trudnej chwili rozbite małżeństwa. I nie narzekam. Liczy się całościowy odbiór. A ten w tym przypadku jest od 16 lat świetny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz