Spodziewałem się klasycznego kina akcji, ale okazało się, że Tenet (Kanada, USA, Wielka Brytania 2020) to nie tylko kawał niezłej sensacji, ale także wątek kina SF, w którym walczą ze sobą ludzie z teraźniejszości i przyszłości. Ci dobrzy chcą uratować świat przed zagładą nuklearną.
Zaczyna się jak w klasycznym filmie sensacyjnym. Agent specjalny Protagonista (John David Washington) z organizacji Tenet walczy z międzynarodowym terroryzmem, starając się dotrzeć do władz terrorystycznej, międzynarodowej organizacji. Udaje mu się udaremnić bombowy zamach na Operę Narodową w Kijowie, ale to dopiero początek. Kolejne zadanie okazuje się znacznie trudniejsze.
Staje bowiem naprzeciwko terrorystów, którzy wykorzystują w swoich akcjach podróże w czasie. I często tuż przed nim pojawiają się znający każdy jego ruch przeciwnicy z przeszłości. Wehikuł czasu zaczyna też wykorzystywać sam Protagonista. Musi uniemożliwić kataklizm, który planuje śmiertelnie chory terrorysta (Kenneth Branagh - Artemis Fowl, Frankenstein, Bardzo Dziki Zachód, Harry Potter i Komnata Tajemnic, Thor, Frankenstein, Prodigal)...Reżyserem i scenarzystą filmu, który zdobył Oscara za efekty specjalne, jest Christopher Nolan (Interstellar, Mroczny rycerz, Mroczny rycerz powstaje, Incepcja, Batman - początek, Prestiż). I chyba najciekawsze w tym obrazie są efekty specjalne. Świetne sceny pocisków, które wracają od celu do luf pistoletów, czy samochody cofające się od wypadków do normalnej jazdy po jezdni, czyli akcja wstecz, ale połączona z akcją do przodu. Robi to spore wrażenie, podobnie jak sceny w Incepcji, ale to tylko ciekawostki, film pozostaje dalej zwykłą produkcją sensacyjną, która nie pozostaje na długo w pamięci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz