Armageddon (USA 1998) to jeden z moich ulubionych filmów katastroficznych. Dobrze aktorzy, w tym mój ulubiony niegdyś Bruce Willis, świetne jak na tamte czasy efekty, no i oczywiście ta pompatyczna muzyka, amerykańska flaga, gdzieś tam pojawiający się pies i rodziny z dziećmi. Trudno się nie wzruszyć!
Armageddon wyreżyserował Michael Bay, twórca kultowych filmów, m.in. Twierdzy, Bad Boys, Pearl Harbor i cyklu Transformers. Rysuje on obraz Ziemi zagrożonej zagładą. W jej kierunki leci, bowiem gigantyczna asteroida. Nie ma niemal żadnych szans na jej zniszczenie. Niemal...
Bo na szczęście jest właściciel platformy wiertniczej Harry Stamper (Bruce Willis), który wynalazł wielkie wiertło. A tym wiertłem można zrobić wielką dziurę w asteroidzie i wsadzić w nią wielką bombę, a ta zdetonowana unicestwi śmiertelne zagrożenie dla ludzkości. Harry zbiera, więc swoją ekipę, wsiadają w promy kosmiczne i lecą... Lecą, by ratować Ziemię! A nie będzie łatwo, po drodze muszą zatankować, a pomoże im rosyjski kosmonauta Lev Andropov (Peter Stormare)... A to dopiero początek kłopotów...Ale koniec żartów. Naprawdę świetnie zrobiony film, który wciąga i każe oglądać do końca zmagania naszych bohaterów, którzy chcą uratować nasz świat. Może coś tam mieli na sumieniu przed laty, ale teraz połączył ich jeden - szczytny cel. Ratunek dla Ziemi!
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz