Spodziewałem się zdecydowanie czegoś lepszego. Niby Nie otwieraj oczu: Barcelona (Bird Box Barcelona Hiszpania 2023) ogląda się całkiem nieźle, ale twórcy zbytnio nie rozwijają wersji filmu z Sandrą Bullock z 2018 roku. I tym razem mamy garstkę ludzi, którzy zrobią wszystko żeby przeżyć. A przede wszystkim nie mogą otwierać oczu...
Muszę przyznać, że początek filmu, kiedy widzimy zniszczoną po kataklizmie Barcelonę, robi niezłe wrażenie. Ale tylko na początku, kiedy widzimy budowle - symbole stolicy Katalonii, między innymi Sagradę Familię, ale później widzimy już ulice, które właściwie mogą się znajdować w każdym innym hiszpańskim (i nie tylko) mieście i miasteczku.
Główny bohater filmu - Sebastian (Mario Casas) namawia innych ludzi, którzy przeżyli kataklizm do odsłaniania i otwierania oczu. Oczywiście ci, co widzieli pierwszy film "Nie otwieraj oczu" wiedzą, że musi się to skończyć śmiercią śmiałka, który miał odwagę spojrzeć. Ale Sebastian, namawiany do tego przez małą dziewczynkę (w domyśle córkę) jest przekonany, że w ten sposób ratuje tych ludzi, odsyłając ich do innego, lepszego świata. Dopiero po pewnym czasie uświadamia sobie, że nie ma racji...Film wyreżyserowali i scenariusz napisali David i Àlex Pastor, twórcy między innymi filmu Zabójczy wirus. Owszem udało im się stworzyć niezły, mroczny klimat, owszem ciary przechodzą, gdy oglądamy opustoszałe ulice Barcelony, owszem kibicujemy tym, którzy przeżyli, ale cały czas czegoś brakuje. Czegoś, co pchnęło by ten film mocno do przodu. Żebyśmy mogli powiedzieć "woow". Zwłaszcza, że w tym filmie nie ma takiej aktorki, jak Sandra Bullock, którą ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Tak czy siak, na pewno można obejrzeć ten film, zwłaszcza, tak jak ja, jak się uczy akurat języka hiszpańskiego. Nie otwieraj oczu: Barcelona zobaczycie na Netflix.
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz